Expert dla początkujących - Dzień 4 - Poskromić Stelvio

dwa kółka i spółka

Expert dla początkujących - Dzień 4 - Poskromić Stelvio

Travelerka

Tallin 2014 – relacja z wyjazdu

Dwa lata temu gościłam u siebie w ramach couchsurfingu pewną Chinkę z Rotterdamu :), która w Warszawie kończyła podróż szlakiem państw bałtyckich. Z zapartym tchem słuchałam wtedy opowieści o jej przygodach, a wszystko to okraszone naprawdę rozległą wiedzą o historii i polityce tych rejonów. Wstyd się przyznać, ale nie stanowiłam wówczas godnego partnera do rozmowy. Moja…

Kostrzyn nad Odrą:  20. Przystanek Woodstock – Woodstock Festival

With love

Kostrzyn nad Odrą: 20. Przystanek Woodstock – Woodstock Festival

Ale piękny świat

Warszawa – To była wojna, nie inscenizacja!

Warszawa znowu żyje Powstaniem Warszawskim. Wystawy, koncerty, inscenizacje… Ale nic nie przebije obchodów rocznicowych z 2009 roku. Na Starym Mieście rozlokowały się oddziały rekonstruktorów. Stanęły barykady, zaaranżowano pocztę powstańczą, szpital. Między turystami, wzdłuż Freta, przez Rynek i plac Zamkowy co chwila maszerowały oddziały, a to powstańców, a to Niemców. I to już wystarczyło, żeby japońscy turyści dostali oczopląsu, bo co fotografować – przebierańców, czy zabytki, a może zamiast aparatu chwycić za karabin? Aż tu nagle rozległy się strzały. Za chwilę eksplozja. Znowu strzały. To „Niemcy” szturmowali barykady. „Nasi” dzielnie się bronili, choć niestety „Niemcy” barykadę zdobyli. Ale za kilka minut na Freta „Powstańcy” odpłacili pięknym za nadobne. Przyczaili się za stolikami restauracji „U Pana Michała” i zaatakowali maszerujący tamtędy oddział „SS”. Błyskawiczna akcja zakończyła się pełnym sukcesem. „Niemcy” się poddali tak gładko, że gościom przy stolikach z wrażenia pierogi pospadały z widelców. Walkom nie było końca. Tym bardziej, że po każdej bijatyce trupy i ranni wstawali z gleby, otrzepywali piach z mundurów i wracali do gry. – To dopiero inscenizacja! – mówię znajomemu „Esesmanowi”. – Niesamowity scenariusz! – Żaden scenariusz! Organizatorzy nas ściągnęli z całej Polski, a nawet jedzenia i wody nie dali. A jak nam powiedzieli, że nie dadzą umówionej kasy, to chłopaki się wkurzyli… Dorota             

born to be wild?….najbardziej dzikie i szalone było wyprzedzanie...

coffe in the wood

born to be wild?….najbardziej dzikie i szalone było wyprzedzanie...

Wyprawa naukowa #Svalbard2014

loswiaheros

Wyprawa naukowa #Svalbard2014

OSWAJANIE SIĘ Z

Świat z bliska

OSWAJANIE SIĘ Z "KRZACZKAMI"

SZWEDACZ

Hunting for Fairy Wings

Niedawno wzięłam udział w sesji Hunting for Fairy Wings organizowanej przez grupę Hydepark Fotograficzny. Wróżki skryły się w warszawskim Parku Skaryszewskim, a ich poszukiwania pozwoliły mi przy okazji odkryć to miejsce na nowo.  

Gdzie wyjechać

Karaibska wersja Gwatemali. Livingston, Playa Blanca i kolory Ludu Garifuna

Karaibska wersja Gwatemali. Livingston, Playa Blanca i kolory Ludu Garifuna Łódź publiczna, łącząca Rio Dulce z Livingstone. Jedyna droga To już ostatni odcinek z relacji z Gwatemali. Z wpisami przeniesiemy się do Salwadoru. NA sam koniec zostawiliśmy to, co w istocie było zwieńczeniem naszej podróży po tym kraju – odrobina czystych Karaibów w Ameryce Środkowej. To, co spotkało nas w Rio Dulce mocno nas zawiodło. […]

Dobas

Wywiad dla FotoTV

Bardzo ale to bardzo sympatyczny wywiad z Pawłem Dumą dla FotoTV. Miła luźna i sympatyczna rozmowa podczas Targów Film Foto Video w Łodzi Na przeróżne tematy od ulubionych miejsc, poprzez kulisy obróbki a na wyjazdach fotograficznych kończąc. Gdyby ktoś miał wolne 17 minut to zapraszam do obejrzenia wywiadu… Post Wywiad dla FotoTV pojawił się poraz pierwszy w Marcin Dobas.

Travelerka

Pierwsze urodziny bloga

TRAVELERKA skończyła właśnie roczek :) Z tej okazji przygotowałam dla Was krótką infografikę na temat kulis powstawania bloga oraz jego obecnej zawartości :) Zapraszam serdecznie i dziękuję za to, że jesteście :) Filed under: Aktualności

Zależna w podróży

Rimini spoza utartych szlaków, albo o tym jak się niespodziewanie zakochałam

Rimini. Samo to słowo przez lata powodowało u mnie zniechęcenie. W wyobraźni widziałam plaże bez metra wolnej przestrzeni, pijanych wyrywaczy na jedną godzinę, no… góra noc, komerchę, języki rosyjski i niemiecki częściej słyszane niż włoski, i nieustającą, niegasnącą imprezę, która trwa cały tydzień. Plan wyjazdu do Rimini widzę mniej więcej tak: upić się w autobusie w Rimini wyjść na imprezę…Czytaj więcej

Bruksela.

Wandzia w podróży

Bruksela.

Pierwsze koty za płoty z gotowaniem

Travel Sandwich

Pierwsze koty za płoty z gotowaniem

wszedobylscy

Chorwacki cud natury: Park Narodowy Jezior Plitwickich

Zostawiamy za sobą plaże oraz morze i udajemy się w głąb Chorwacji, żeby zobaczyć jedną z największych i najpiękniejszych atrakcji tego kraju – Park Narodowy Jezior Plitwickich.     Do Parku Narodowego wybieramy się samochodem, a ponad dwugodzinna jazda po krętych drogach pozwala nam zobaczyć Chorwację nieco od innej strony. Przy drogach wciąż stoją znaki Post Chorwacki cud natury: Park Narodowy Jezior Plitwickich pojawił się poraz pierwszy w Wszędobylscy .

Kulinarne pamiątki z podróży: bułgarski chłodnik tarator

Podróże rowerowe

Kulinarne pamiątki z podróży: bułgarski chłodnik tarator

WHERE IS JULI+SAM

Oszustwa w Bangkoku.

Bangkok to miasto pełne cudownych niespodzianek, zapachów budzących apetyt, odrzucającego na kilometr brudu, przyjaznych Tajów i irytujących sprzedawców. To miasto pełne zagadek, magii i… oszustów. To raj dla naciągaczy – naciągaczy tak doskonałych, że nawet doświadczony turysta daje się nabrać. Po trzech dniach spędzonych w Turcji, lecimy do Bangkoku. Dla mnie to już drugi raz. […] The post Oszustwa w Bangkoku. appeared first on where is juli + sam.

Jedź do Pragi, powłócz się po Malej Stranie o świcie, wygraj zachwyt!

Gdzie wyjechać

Jedź do Pragi, powłócz się po Malej Stranie o świcie, wygraj zachwyt!

Ostatnio było cicho… plany GlobBloga

Glob Blog Team

Ostatnio było cicho… plany GlobBloga

Cicho było ale to nie znaczy że nic się u nas nie dzieje. Wręcz przeciwnie, ostatnie miesiące są dla mnie pełne pracy, planowania i organizowania. W telegraficznym skrócie, mamy bilety na Majorkę na którą wybieramy się pod koniec sierpnia. Podobnie jak na Sycylii grupa będzie spora i prawdopodobnie pożyczymy trzy samochody. Sprawdzimy czy na wyspie da się spać na dziko. Myślimy że podobnie jak na Cyprze nikogo nasza obecność nie będzie denerwować. Kolejne miesiące nie zapowiadają nic specjalnego, jakieś wyskoki na weekendy i tyle. Dużo ciekawiej zapowiada się 2015r! Jeszcze dobrze nie zdążymy wytrzeźwieć po zabawie sylwestrowej a już zobaczycie nas na pokładzie Norwegian-a z Warszawy na Teneryfę. Spędzimy tam mamy nadzieje ciepły i słoneczny tydzień. (Wyspa wiecznej wiosny podobno). Schemat ten sam, samochody i spanie na dziko. Może wejdziemy na wulkan. Wszystko wyjdzie w praniu. Na wypad wybiera się 10 osób!   Pod koniec stycznia już planujemy taką „wielką” wyprawę. Ekipa która podróżowała ze mną po Indiach zapragnęła jechać i tym razem :) Mało tego, dołączyły się kolejne dwie osoby, więc taką charyzmatyczna ósemka. Wszystko za sprawą Ukraińskiej Lini lotniczej Ukraine International Airlines, która wypuściła bilety w bardzo dobrej cenie, 1590 zł za lot WAW-BKK-WAW. Nie zraziły nas wcześniejsze doświadczenia z Aerosvitem, bo choć problemy były to generalnie było tanio i skutecznie :) Tajlandia nie jest jednak krajem docelowym a jedynie przesiadkowym. Nie można jednak będąc w Tajlandii choć na chwile tam nie zostać. W krainie uśmiechu spędzimy 7 dni, zwiedzając stolice, rajskie wyspy i piękne parki narodowe, a przede wszystkim zapychać się cudnym tajskim Curry.   Spytacie gdzie się wybieramy? Co bardziej uważnie oglądający nasz profil FB już się pewnie domyślają :) Z Tajlandii udajemy się pociągiem lub autobusem w kierunku Kuala Lumpr, tam nie posiedzimy za długo ale chwile się pokręcimy po miejscach gdzie już 2010r. byliśmy. Zaliczymy ulice z jedzeniem i zjemy setki Satay-ów. (szaszłyki z grilla w pysznym sosie miodowo, orzechowo pikantnym). Ekipa z którą jadę będzie zarówno w Tajlandii jak i Malezji pierwszy raz, więc będą mieli dużo nowych kulinarnych przyjemności. Po dniu i nocy w KL jedziemy na lotnisko… gdzie wsiadamy do czerwonego samolotu AirAsia! Za 270 zł z bagażem rejestrowanym dolecimy do Kalibo nieopodal dość turystycznej ale pięknej wyspy Boracay. Tu zacznie się nasza Filipińska 3 tygodniowa przygoda… CDN Radek    

loswiaheros

Stamtąd już nie wrócisz

To jest takie miejsce, które wyśmiewa się w żartach, bo tam jest koniec wszystkiego. Pierwsze skojarzenia to zacofanie, Polska B, księżycówa no i może żubry. I to wszystko prawda, ale tylko częściowo. Wiele jest ciekawych miejsc w Polsce, ale Podlasie jest dla mnie cały czas naj. Jest w tym regionie coś, co cały czas trąca ... The post Stamtąd już nie wrócisz appeared first on LosWiaheros.

Expert dla początkujących - Dzień 3 - Przełamanie

dwa kółka i spółka

Expert dla początkujących - Dzień 3 - Przełamanie

W cztery oczy z Mariną

Z pasją o życiu i podróży

W cztery oczy z Mariną

Expert dla początkujących - Dzień 2 - Trzy przełęcze

dwa kółka i spółka

Expert dla początkujących - Dzień 2 - Trzy przełęcze

Kraków, Park Jordana: BlogoŚniadanie na trawie #1

With love

Kraków, Park Jordana: BlogoŚniadanie na trawie #1

Stary smok i tygrys nowoczesności

Świat z bliska

Stary smok i tygrys nowoczesności

WHERE IS JULI+SAM

Ekspresowe zwiedzanie Stambułu.

Nie mieliśmy żadnego planu, bo po co komu plany? Plany są dla słabeuszy, a my jesteśmy dwa twardziele. Nie mieliśmy wszechwiedzącego przewodnika, bezpiecznego noclegu, niezastąpionych wskazówek, ciepłych ubrań, byliśmy nieprzygotowani do zajęć i radośnie beztroscy. Cudowny stan rzeczy! I wszystko byłoby w porządku, wszystko byłoby do przeżycia i załatwienia, oprócz jednej takiej drobnostki na literę […] The post Ekspresowe zwiedzanie Stambułu. appeared first on where is juli + sam.

Expert dla początkujących - Dzień 1 - Ośla łączka

dwa kółka i spółka

Expert dla początkujących - Dzień 1 - Ośla łączka

Zależna w podróży

O znakomitych włoskich piwach rzemieślniczych

Ładne zwyczaje nam się tworzą w turystyce i w ogóle w życiu codziennym. Coraz częściej chcemy pamiątki nie masowe, ale od lokalnych rzemieślników. Coraz częściej zależy nam nie na pocztówce, ale na artystycznym zdjęciu. Coraz częściej też zwracamy uwagę na to co jemy i pijemy w odwiedzanych miejscach. Myślę, że zdecydowana większość czytelników wyśmieje obiad w McDonaldzie i kawę w…Czytaj więcej

Orbitka

Gdzie są kangury w Australii?

Przed wyprawą do Australii odkryłam, że ten kraj, mimo dużej odległości geograficznej, jest bliski wielu naszym rodakom. Wszyscy z dużym zaangażowaniem udzielali mi rozmaitych rad, ale co do jednego byli zgodni: mam uważać na kangury i nie dać się im pokopać (Jacek G, dzięki !). Podobno jest ich wszędzie pełno i potrafią być zaczepne. Dostałam też pracę domową: kangura koniecznie sfotografować i „wrzucić na fejsa” .   Okazało się, że ta wszechobecność kangurów jest mocno naciągana. Po przylocie do Australii rozglądaliśmy się niepewnie, skąd nas zaskoczą. Potem rozglądaliśmy się z zaciekawieniem: gdzie się chowają. A na koniec rozglądaliśmy się z utęsknieniem: żeby chociaż jeden, do zdjęcia.   Mój pierwszy kangur był dobry: kupiliśmy go w markecie w formie surowego steku i upiekliśmy na grillu w hotelowym ogrodzie. Ciekawostką jest, że w Australii w miejscach publicznych, jak hotele, parki czy stacje piknikowe, stoją ogólnodostępne grille gazowe, najczęściej bezpłatne, trzeba je tylko po użyciu wyczyścić dla kolejnego użytkownika.   Drugi kangur też był z grilla, ale wg innego przepisu, zaś trzeciego już zjedliśmy w restauracji, żeby porównać, jak powinien smakować normalnie. Oczywiście zdjęcie kangura w takiej postaci na facebook’u wywołało burzę wśród przyjaciół czekających na milusińską fotkę. Po trzeciej „kolacji z kangurem” moi przyjaciele kategorycznie nakazali mi zostawić je w spokoju, zanim przetrzebię całą populację.   Kolejny kangur mignął nam po drodze, gdy jechaliśmy wynajętym samochodem do Uluru na pustyni (świętej góry Aborygenów): leżał sobie na poboczu, martwy, rozjechany. Wreszcie jakiś dowód, że istnieją w realu. Nawet się założyliśmy, już nie pamiętam o co, kto pierwszy zobaczy kangura na wolności, ale nikt nie wygrał…   Pierwsze żywe kangury widzieliśmy na farmie wielbłądów, uwięzione w klatce. W końcu mieliśmy zaliczone, ale byliśmy rozczarowani ich wyglądem (małe i szarobure), a do tego długo potem nie mogłam się uwolnić od wspomnienia ich smutnych znudzonych oczu.   Dla odmiany ładne, zadbane i wesołe kangury różnych ras widzieliśmy w tzw. „habitacie”, czyli ogrodzie zoologicznym, gdzie się spaceruje luzem wśród zwierząt. Jednak ta bliskość i brak bariery przypomniała mi, że mam uważać na kopniaki (ach, ten Jacek G. i jego rady)…  Do tego chwilę wcześniej zostałam zaatakowana przez małego sympatycznego ptaszka, który tak mnie dziobnął w kolano, że do dziś mam bliznę. Zdjęć zrobiłam im dużo, ale o przytulaniu się z nimi nie chciałam nawet myśleć.   Jedyne kangury na wolności widzieliśmy tylko przez chwilę i to z bardzo daleka – podczas wycieczki wzdłuż Great Ocean Road. Pasły się na polu, ledwie widoczne. Gdyby nasz przewodnik nam ich nie pokazał, to nie wiedzielibyśmy, że te małe kropki to one.   Na koniec wypada jeszcze wspomnieć o tych wszystkich kangurzych motywach na znakach drogowych, breloczkach i gadżetach, czy też wyrobach z kangurzej skóry: torebkach, paskach, kapeluszach, sakiewkach i innych, które występowały na lotniskach w sklepach z pamiątkami. Popularne też były wyprawione całe skóry kangurze do dalszego szycia, jak u nas dywaniki z owczej skóry od górali.   I to właściwie całe nasze kangurze doświadczenie. Kilka innych mitów o Australii też upadło, ale o tym już innym razem.   I tu pytanie do Was, szanowni Czytelnicy. Czy ktoś z Was może się podzielić podobnymi albo też zupełnie odmiennymi doświadczeniami w kwestii kangurów w Australii? Piszcie w komentarzach. Bardzo jestem ciekawa, czy tylko nam się tak poukładało, czy tak po prostu jest.

Travelerka

Z życia stewardesy…

Nie wiem jak Wy, ale miałam kiedyś marzenie, żeby zostać stewardesą (stewardem byłoby ciężko). Podobno chcieć to móc, ale z przykrością muszę obalić to twierdzenie gdyż przy moim mikrym wzroście raczej nie miałam szans na jego spełnienie. Podobno teraz wystarczy 157 cm, ale marzenia już zostały dawno zarzucone :). Przyszłą, niedoszłą pracę jakoś odżałowałam i pogodziłam…