Zależna w podróży

Kłodzko w jeden dzień

Zdradzę wam tajemnicę. Słabo znam nasz własny kraj. Mało wiem o jego geografii, miastach, zabytkach. Nigdy nie byłam w województwie lubelskim, a przez świętokrzyskie, łódzkie i kujawsko-pomorskie co najwyżej przejeżdżałam. I to nawet nie jest tak, że nigdzie z rodzicami nie jeździłam. Owszem, do ósmego roku życia wybieraliśmy się na krajowe wyjazdy dość często. Ale potem odkryli zagranicę i wyszło…Czytaj więcej

najtrudniejszym punktem toru jest kamieniń “Ondrej”...

coffe in the wood

najtrudniejszym punktem toru jest kamieniń “Ondrej”...

najtrudniejszym punktem toru jest kamieniń “Ondrej” [nazwa od imienia projektanta toru]. Kamień, wraz z kształtem dna, tworzy tak dziwaczne warunki, że woda za nim zmienia co chwilę kierunek płynięcia. Powoduje to, że cały kocioł wody wokół też zmienia kierunek.  Ćwiczenie wchodzenia na cofkę i ponownego wpływanie w nurt przy kamieniu gwarantuje +10 pkt. do i tak wysokiej adrenaliny ;)  ….tak! …oczywiście, że zaliczyłem tam wywrotkę ;)) / the most difficult point of the track is rock called “Ondrej” [name taken from the designer of the track]. Stone, along with the shape of the bottom, creates conditions so bizarre that the water behind it changes flow direction every minute. The result is that the whole water around it changes direction.  Entering the backwater and the stream nerby, gives you +10 points  to the already high adrenaline;)    .Yes …! … Of course, that I had capsize there ;)

Bałkany 2014 - Dzień 3 - Dwie zguby, dwa prezenty

dwa kółka i spółka

Bałkany 2014 - Dzień 3 - Dwie zguby, dwa prezenty

Gdy nie ma się planów na weekend...to może Brunei?

LIFE IN TRAVEL

Gdy nie ma się planów na weekend...to może Brunei?

każda okazja do pływanie do góry dnem jest dobra ;) … Tym razem...

coffe in the wood

każda okazja do pływanie do góry dnem jest dobra ;) … Tym razem...

każda okazja do pływanie do góry dnem jest dobra ;) … Tym razem mieliśmy siedzieć pod wodą tak długo aż ktoś podpłynął na “nosek”. Polega to na tym, że będąc do góry dnem nie wyłazisz z kajaka… tylko czekasz. Czekasz aż ktoś podpłynie i podstawi dziób swojego kajaka obok twojej wywróconej burty. Podpierając się ręką o kajak kolegi odwracamy się do pozycji prawidłowej, którą mimo mocnego skołowania łatwo rozpoznać, bo woda wreszcie wylatuje a nie wlatuje do nosa ;) / There is always an occasion to practiced swimming upside down … This time we had to sit under the water as long as someone swam in for the manouver called “nose”. It is all about waiting! Being upside down you do not run away from kayak… just waiting insted. You are waiting until someone swim and put a bow of his kayak next to your inverted side. Leaning one hand on the friend’s kayak we turn to the correct position, which despite shock is easy to recognize, because the water finally comes out and does not flow to the nose;)

Reportaż z turnieju Sumo w najnowszym numerze Podróży

career break

Reportaż z turnieju Sumo w najnowszym numerze Podróży

16. edycja Explorers Festival w Łodzi

Podróżniczo

16. edycja Explorers Festival w Łodzi

Największe gwiazdy światowej wspinaczki, eksploracji, sportu, przygody i filmu wezmą udział w 16 edycji Explorers Festival, która odbędzie się w dniach 19-23 listopada w Łodzi. Wśród sław zagranicznych będą m.in. Mick Fowler z Wielkiej Brytanii, Tormod Granheim z Norwegii, Dani Arnold ze Szwajcarii i Bertrand Lemeunier z Kanady. Explorers Festival jest jednym z największych i najbardziej prestiżowych wydarzeń tego typu w Europie pod względem bogactwa i różnorodności programu. Szesnasta edycja będzie obfitować w spotkania z gwiazdami światowego formatu, wideorelacje, pokazy filmów, wykłady naukowe, multimedialne prezentacje, koncerty z wizualizacjami inspirowane podróżami. - Jesteśmy dumni ze skali tego wydarzenia. W każdej edycji Festiwalu biorą udział najbardziej znani na świecie podróżnicy, himalaiści i pasjonaci sportów ekstremalnych. Również w tym roku do Łodzi zjadą sławy wspinaczki: Mick Fowler, Patrick Gabarrou, Dani Arnold, Adam Bielecki i Marcin Tomaszewski, ekstremalni narciarze i snowboardziści: Tormod Granheim i Olaf Jarzemski, mistrz pilotażu Sebastian Kawa, wybitni podróżnicy, paralotniarze i slacklinerzy. I wiemy już, że jak co roku, w Sali Widowiskowej Politechniki Łódzkiej, pojawią się tłumy, przede wszystkim młodych ludzi – mówi Zbigniew Łuczak, pomysłodawca i dyrektor Festiwalu. Ogromnym zainteresowaniem młodzieży cieszą się także części Festiwalu, które przybliżają wykorzystanie zdobyczy nauki i nowoczesnych technologii. Są to Laboratorium Przygody i Wielka Lekcja Geografii – multimedialne wykłady i wizualizacje przygotowywane przez naukowców z najlepszych polskich uczelni oraz zaproszonych gości. Co roku bierze w nich udział blisko dwa tysiące uczniów ze szkół średnich z całej Polski, a miejsca są zajęte już w marcu, na kilka miesięcy przed Festiwalem. Nagrodę finansową dla Najlepszej Szkoły biorącej udział zajęciach funduje co roku Prezes Telewizji Polskiej S.A. Więcej informacji o festiwalu i jego pełny program znajduje się na stronie www.explorersfestival.pl

Bałkany2014 - Dzień 2 - Mokro

dwa kółka i spółka

Bałkany2014 - Dzień 2 - Mokro

Relacja z wyprawy fotograficznej do Toskanii, wrzesień 2014

Italia poza szlakiem

Relacja z wyprawy fotograficznej do Toskanii, wrzesień 2014

Mam ogromną przyjemność zaprezentować Wam relację z wyprawy fotograficznej, która odbyła się w Toskanii na początku września br. Mam nadzieję, że zachęci Was nie tylko do włoskich wyjazdów, ale także do śmiałych poczynań ze swoim aparatem fotograficznym:). Siedzicie wygodnie? Jeśli macie ochotę przygotujcie sobie kawę, choć ostrzegam, że możecie zrobić się głodni:). Oto relacja Agnieszki. Za nami wrześniowy Photo Tour po Toskanii z włoskim fotoreporterem Marco Bulgarellim. Po tygodniu tak intensywnej wyprawy, którego program wypełniał czas od rana do późnej nocy i po tylu wspaniałych wrażeniach, ciężko mi jest wrócicić do codzienności i do normalnego trybu życia. Jeszcze trudniej jest mi opisać słowami nasze wyprawowe doświadczenia, atmosferę i emocje – jednym słowem toskańską przygodę. Spróbuje więc, chociaż w części oddać klimat wyprawy i opinie ich uczestników: Agnieszki, Marka, Weroniki i Zbyszka, którym dziękuję za wspaniałą postawę, zaangażowanie i niezwykłe poczucie humoru. Czas zacząć moją opowieść i wrócić myślami do tego fantastycznego tygodnia.Dzień pierwszy. Rzym i MontepulcianoWyprawa rozpoczęła się w sobotę 6 września 2014 r. Spotkaliśmy się w godzinach popołudniowych w Rzymie, skąd wspólnie wyruszyliśmy samochodem do Montepulciano. Podróż trwała zaledwie 2 godziny. Montepulciano przywitało nas pięknym zachodem słońca, a agroturystyka oczarowała uczestników niebywałym urokiem i fenomenalnym położeniem na skraju plantacji winorośli z widokiem na miasteczko. Co za miejsce! Co za klimat! I jeszcze niespodzianka, cała willa dla naszych gości!Czytaj więcej »

Zależna w podróży

Buty i żurawie

W logo bloga mam szpilkę. Trochę oczywiste, prawda? Każdy kto śledzi bloga na jakimkolwiek portalu social media, o tym wie. Skąd ona się tam wzięła? Po pierwsze, bo chciałam zaznaczyć kobiecość bloga. Po drugie, bo początkowo myślałam, że będę poświęcać dużo więcej miejsca postaci kobiety w podróży, niż to robię. Na samym początku popełniłam dwie „kobiece” notki, jedną o tym…Czytaj więcej

Bałkany 2014 - Dzień 1 - Drobiazgi

dwa kółka i spółka

Bałkany 2014 - Dzień 1 - Drobiazgi

[14] Pierwsze razy na #7 Wachlarzu Podróżnickim.

STOPEM PO PRZYGODE

[14] Pierwsze razy na #7 Wachlarzu Podróżnickim.

Pytanie czy odpowiedź? – Paczki w podróży

POJECHANA

Pytanie czy odpowiedź? – Paczki w podróży

Kasia i Marcin Paczek spakowali plecaki w czerwcu 2012 roku. Najpierw przez 15 miesięcy penetrowali Azję i Australię, następnie po 4 miesiącach odpoczynku w Polsce, przesiedli się na motor i ruszyli w trasę z Los Angeles do Ushuaia w Argentynie. Zdobywcy Bloga Roku 2012 w kategorii Lifestyle, podróżnicy o doskonałym fotograficznym zmyśle i… fajni ludzie. Marcin pisze o Kasi na blogu: „Lubi jazdę na rowerze, spacery, jedzenie na bazarach i zapachy Azji. Nie znosi biegać, leżeć przed telewizorem i zmarnowanego czasu.” Kasia pisze o Marcinie: „Lubi świstaki,  nalewki swojego teścia, zielone owoce (bo pomagają na trawienie), pad tai i dużo wolnej przestrzeni. Nie znosi przegrywać, życiowej rutyny, leżenia na plaży, stania w miejscu, ogórkowej z makaronem i kawy.” Co jeszcze powiedzą nam o sobie? Zapraszam do krótkiego wywiadu z autorami bloga Paczki w podróży w ramach cyklu  „Pytanie czy odpowiedź”. Kasia i Marcin - Paczki w podróży Jeśli nie w podróży to…? Kasia: Z rodziną i przyjaciółmi. Marcin: Mam nadzieję, że nie w pracy. Solo czy w grupie? Kasia: Zawsze w duecie, czasem w grupie. Marcin: W grupie zawsze więcej pomysłów. W nocy czy w dzień? Kasia: Zdecydowanie w dzień. W nocy śpię. Marcin: O wschodzie, choć najłatwiej ogląda mi się go na zdjęciach. Zimno czy ciepło? Kasia: Zimno. W tej kwestii jestem masochistką. Marcin: Ciepło przez 345 dni w roku. W pozostałe 20 zimno i to koniecznie w Boże Narodzenie. Powoli czy szybko? Kasia: Szybko! Chciałabym powoli, ale jestem zbyt niecierpliwa. Marcin: Powoli i czerpiąc ze wszystkiego garściami. Spontanicznie czy według planu? Kasia: Całe życie według planu. Ostatnio spontanicznie. Marcin: Spontanicznie. Tak rodzą się najlepsze historie. Miasto czy wieś? Kasia: Miasto do życia. Wieś do podróży. Marcin: Mała, malownicza wieś niedaleko miasta. Kot czy pies? Kasia: Kot – jest mały i poręczny. A pies się ślini. Marcin: Ani pies, ani kot. W plecaku zajmują za duzo miejsca, plus te wszystkie kontrole weterynaryjne na granicach. Kino czy teatr? Kasia: Kino. Najlepiej w piżamie i kapciach. Marcin: Z chęcią pójdę tu i tu. Fotografia czy film? Kasia: Fotografia to miłość. Film to marzenie. Marcin: Jeśli dobre, doceniam obydwa. Papier czy ekran? Kasia: Papier w domu. Ekran w podróży. Marcin: Zdecydowanie papier – ten zapach! Fakty czy fikcja? Kasia: Fakty przyprawione szczyptą fikcji. Marcin: A czym to się właściwie różni? Muzyka czy cisza? Kasia: Cisza. Muzykalność to jeden z talentów, których mi poskąpiono. Marcin: Pauza, czyli cisza w muzyce. Słodki czy słony? Kasia: Słodko-słony jak tajska kuchnia, albo czekoladki ze słonym karmelem. Marcin: Danie główne na słono, deser na słodko, a później drzemka. Gotowane czy smażone? Kasia: Smażone, chyba że się odchudzam. Marcin: Wielki, smażony stek wołowy. Piwo czy wino? Kasia: Wino do obiadu. A wieczorkiem mochito. Marcin: Zimne piwo do steku. Jabłka czy pomarańcze? Kasia: Truskawki w maju. Mandarynki w grudniu. Marcin: Mango popijane sokiem pomarańczowym. Ładnie czy wygodnie? Kasia: Ładnie i wygodnie. A jak! Marcin: W tym się zgadzamy. Pytanie czy odpowiedź? Kasia: Odpowiedź, o ile moja. W innym wypadku pytanie. Marcin: Odpowiedź, byle nie pisana, bo ta zajmuje mi wieki.   Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera! Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy. Post Pytanie czy odpowiedź? – Paczki w podróży pojawił się poraz pierwszy w Pojechana - blog o podróżach i życiu w Chinach.

Pojechałem na kurs kajakarstwa a miałem obóz wędrowny...

coffe in the wood

Pojechałem na kurs kajakarstwa a miałem obóz wędrowny...

Pojechałem na kurs kajakarstwa a miałem obóz wędrowny ;) Niestety żeby wrócić na początek toru trzeba się nałazić i dodatkowo nadźwigać kajak, który nie jest ciężki ale diabelnie nieporęczny! / I didn’t expect so many walks but if you want another run, you have to grab your kayak and toddle to the begining ;)

Miejsce z widokówki

Na Wschodzie

Miejsce z widokówki

Bałkany 2014 - prolog

dwa kółka i spółka

Bałkany 2014 - prolog

Warszawa – Spotkanie w Muzeum Azjii i Pacyfiku

Ale piękny świat

Warszawa – Spotkanie w Muzeum Azjii i Pacyfiku

USA Roadtrip, czyli samochodem przez cztery stany USA

RUSZ W PODRÓŻ

USA Roadtrip, czyli samochodem przez cztery stany USA

Stany są ogromne. Gdy mówię znajomym Amerykanom gdzie chcę jechać (sama!) łapią się za głowę i rzucają jak z karabinu lokalne alternatywy. Później listują wszystko co muszę mieć ze sobą – zapas wody, jedzenia i benzyny. I zawsze, ale to zawsze, przynajmniej pół pełnego baku benzyny. Czy Stany naprawdę są takie straszne? Podróż po parkach […]

career break

Trzy miesiące z Olivią, czyli o tym czego dowiedziałam się dzięki swojej córce

To już trzy miesiące! Tak niewiele, a zarazem tak dużo! Dla nas dorosłych trzy miesiące to w sumie niedługi okres czasu, ale dla malutkiego dziecka to cała era! Z kompletnie bezbronnej istotki, która o swoich emocjach informuje tylko płaczem, w raptem kilka-kilkanaście tygodni zmienia się w uśmiechającą i śmiejącą się małą osóbkę z unikalną osobowością i charakterem, każdego dnia uczącą się czegoś nowego, odkrywającą świat, którą fascynuje każda, nawet najbardziej oczywista dla nas rzecz. Te trzy miesiące były intensywne. Momentami bardzo. Na szczęście jednak mam złote dziecko, które w nocy śpi jak anioł (od 6-go tygodnia śpi w nocy ciurkiem po 8-9h), w zasadzie nie płacze, jest pogodne i wesołe. Ale i tak były dni, kiedy miałam wszystkiego dosyć i marzyłam o dorosłym towarzystwie. Na szczęście była też cała masa świetnych dni. Tych świetnych dni jest z biegiem czasu coraz więcej, a tych gorszych od kilku tygodni już praktycznie wcale. Olivia uczy się cały czas. Z zainteresowaniem obserwuje wszystko dookoła, obserwuje nas i non stop przyswaja nowe informacje. Ale ta nauka idzie w dwie strony, bo i ja dowiedziałam sie kilku rzeczy dzięki niej: Mam w sobie dużo więcej cieręliwości niż sie spodziewałam Cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną, a przynajmniej tak mi się zawsze wydawało. Nauczyłam sie jej troche w czasie naszych podróży (szczególnie po Indiach, o czym kiedyś już pisałam), ale nadal byłam daleka od ideału. Olivia to zmieniła – okazało sie, ze cierpliwości jest we mnie cała masa, tylko chyba wcześniej nie było powodu, by ją w sobie odkrywać. Malutkie dziecko potrafi doprowadzić człowieka do szewskiej pasji swoim płaczem, a przede wszystkim tym, że czasem tak trudno rozpracować o co mu właściwie chodzi. Szybko jednak odkryłam, ze sukcesem w zapewnieniu dziecku poczucia bezpieczeństwa i spokoju jest wlasnie cierpliwość. Maluch o wiele lepiej reaguje ma nią, niż na irytację i złość. Stałam sie więc oazą cierpliwości i spokoju i dobrze mi z tym. Dzieci zbliżają do siebie ludzi Kilka razy słyszałam rodziców podróżujących z dziećmi jak mówili, że dzieci otwierają w podróży wiele drzwi. Dzięki dzieciom podróżnicy nie są postrzegani jak intruzi, tylko jak goście i nawet w najbardziej niegościnnych kulturach obecność dziecka natychmiast powoduje poprawę atmosfery. W życiu codziennym jest tak samo – nagle ludzie na ulicy się do mnie uśmiechają, kiedy spaceruję z Olivią obserwującą świat z pokładu nosidełka; zagadują mnie w autobusie, pytając o Olivię; poznałam masę innych mam, z którymi regularnie się spotykam i wymieniam doświadczeniami z „pola bitwy”; odnowiłam kilka zaniedbanych znajomosci, i z tego cieszę sie najbardziej. Dzieci oddalają od siebie ludzi Jest też tendencja odwrota, choć na szczęście w naszym wypadku odczuliśmy ją minimalnie – nagle znajomi, wydawałoby sie, ze bardzo dobrzy, z którymi przyjaźnimy sie od lat, jakby o nas zapominają. Mimo wielokrotnie powtarzanego zaproszenia do dzis nie poznali Olivii. Mogę tylko zgadywać, ze nie są zainteresowani spedzaniem czasu w towarzystwie nie do końca przewidywanego Malucha. Troche szkoda mi tych przyjaźni, ale przecież zmuszać nikogo do niczego nie będę. Czasem lepiej porzucić plan i iść z chwilą Ale ja miałam ambitne plany na ten mój urlop macierzyński! Miałam dwa osobiste projekty, nad którymi chciałam intensywnie pracować, gdy tylko Olivia miała spać. Rzeczywistość szybko zweryfikowała moje plany – dziecko okazało sie, być o wiele bardziej zajmujące niż kiedykolwiek mogłam sobie to wyobrazic. Początkowo mocno frustrowała mnie niemożność zrobienia czegokolwiek niezwiazanego z Olivią. Frustracja odbijała sie ma moim samopoczuciu, więc postanowiłam wziąć wszystko trochę bardziej na luzie. W końcu Ona będzie taka malutka bardzo krótko, więc więcej sensu ma odsunięcie planów na pózniej i skupieniu sie w 100% na niej. Co się odwlecze to nie uciecze.  

Moje Chiny; Pekin - część I

LIFE IN TRAVEL

Moje Chiny; Pekin - część I

Reina Sofía & Jardín Botanico.

Wandzia w podróży

Reina Sofía & Jardín Botanico.

Travelerka

Jeśli dziś sobota, to jestem w Brugii

Ken: Wchodzisz na górę? Ray: A co tam jest? Ken: Widok Ray: Widok czego? Tego co na dole? Przecież widzę go stąd, z dołu! Ken: Pretendujesz do najgorszego turysty świata, wiesz?! Ray: Ken, wychowałem się w Dublinie. Kocham Dublin. Gdybym wychował się na farmie i w dodatku był opóźniony pewnie polubiłbym to miasto, ale na szczęście tak…

Wiecie co mi się w tym sporcie podoba najbardziej? Tutaj nie...

coffe in the wood

Wiecie co mi się w tym sporcie podoba najbardziej? Tutaj nie...

Wiecie co mi się w tym sporcie podoba najbardziej? Tutaj nie walczysz z nikim, tutaj nie próbujesz też niczego zdominować, zdobyć itp,. Tutaj nie ma żadnych wątpliwości, że siła rzeki jest nieporównywalnie większa od twojej. Musisz to zaakceptować i spróbować się w tą siłę wkomponować. Najfajniejsze uczucie w czasie całego kursu miałem gdy poprawną techniką wpłynąłem w nurt, który mięciutko mnie…PORWAŁ W DÓŁ RZEKI…YYYHHAAAAA!!! Dla mnie o to w tym wszystkim chodzi ;) / You know what I really like in this sport? You nither do fight with anyone nor trying to dominate anything. There is no doubt that the power of the river is incomparably greater than yours. You have to accept it and try to integrate this strength. The coolest feeling during the whole course I had, was when I used proper technique and entered the furious stream…… which softly grabbed me down the river…YYYHHHAAAAA!!! For me, this is what it’s all about;)

To, co przed nami...

Podróże MM

To, co przed nami...

EWCYNA

Przystanek Polska

„Podróże” do Leroya, wizyty w Praktikerze, zwiedzanie Ikei … choć to głównie wypełniało mój kalendarz przez ostatnie dwa miesiące, starczyło na szczęście czasu na wiele miłych spotkań i wizyt, wypad do Boruszyna na Plener Podróżniczy czy też wdepnięcie na podróżnicki Wachlarz. Wycieczkę do lasu i małe grzybobranie. Wylegiwanie się na trawie i podziwianie polskich okoliczności przyrody. Polska jest piękna, czysta i cicha. Teraz widzę to i doceniam jeszcze bardziej. Panele, płytki, terakoty, gresy, kleje, farby, transport, sprzątanie, pucowanie. Niedoszacowanie czasu zaowocowało totalnym stresem i – co ze wstydem przyznaję – zupełnym nieprzygotowaniem w kwestiach turystyczno-praktycznych do dalszej podróży. Bilet powrotny do Azji był nieodwołalnie niezmienialny i nie mam żadnego konkretnego planu, ale co najważniejsze – wyrobiłam się! Wracam do mojego życia w drodze. Tymczasem mówię stop walce o przetrwanie i podróż kontunuuję w Korei Południowej. Liczę na odkrycie drugiej Japonii – chcę przejechać się siecią nowo wybudowanych ścieżek rowerowych biegnących przez kraj. Przysiąść na niezliczonych ławeczkach na zadbanych skwerach. Przycupnąć przy drodze i pokimać w przydrożnej wiacie. Przenocować na doskonale utrzymanych, często bezpłatnych kempingach. Napić kranówy i umyć w czystej toalecie wyposażonej w papier toaletowy. Popatrzeć jak lotne brygady sprzątające w białych kombinezonach atakują przestrzeń publiczną w poszukiwaniu nieistniejących śmieci. Przyleciałam do Korei, aby odpocząć.

Wywiad bez cenzury: Przemek Skokowski

loswiaheros

Wywiad bez cenzury: Przemek Skokowski

TROPIMY

Nasz artykuł w magazynie VERONIQUE!

No to teraz jesteśmy redaktory z prawdziwego zdarzenia! Nasz artykuł wraz ze zdjęciami możecie znaleźć w najnowszym wydaniu magazynu VERONIQUE! Zapraszam na stronę 30. Jesień made in US, opowiadamy o jesieni w Nowej Anglii w Stanach Zjednoczonych. Miłej lektury! Prenumerata Veronique Facebook: Veronique.pl Post Nasz artykuł w magazynie VERONIQUE! pojawił się poraz pierwszy w TroPiMy.

Zależna w podróży

Tradycyjny ocet balsamiczny z Modeny. Zwiedzamy wytwórnię!

Był piękny dzień. Nie za gorący, ale też nie za zimny. Włóczyłam się ulicami Modeny starając się przypiąć jej łatki, które pomogą mi zapamiętać jej klimat na długo. Pastele. Pastele przede wszystkim. Skręcając z uliczki w uliczkę dziwiłam się kolorom kolejnych kamienic. Widoki tak bardzo nieprzypominające Ferrary, którą właśnie opuściłam. Weszłam do muzeum Ferrari, które już dawno pobiło wcześniejszą największą…Czytaj więcej

Rowerowe zaręczyny na Kaukazie

Podróże rowerowe

Rowerowe zaręczyny na Kaukazie

Majorka na dziko – Impreza, spotkanie z policją i kradzież

Glob Blog Team

Majorka na dziko – Impreza, spotkanie z policją i kradzież

Kiedy parę miesięcy temu Sylwia z naszego Teamu, poinformowała mnie o względnie tanich biletach na Majorkę, miałem sporo wątpliwości czy to aby na pewno dobry kierunek na spędzenie ostatnich kilku dni tak cennego urlopu. Cały czas po głowie chodzi mi Sardynia na której ciągle GBT nie postawił nóg. Jednak bez specjalnych analiz, zebrałem szybko 10 osób, które bardzo sprawnie nabyły bilety. Ceny z Krakowa oscylowały w granicach 460 zł do 670 zł. Nie jest to cena powalająco niska, jednak pamiętajcie, że to szczyt sezonu. 27-31 sierpnia. Kiedy usiadłem na spokojnie w wolnej chwili na forach podróżniczych, lekko mnie przeraziło co tam wyczytałem. „Specjaliści” od taniego i nie taniego podróżowania wypowiadali się, że Majorka nie jest absolutnie wyspą dla backpakerów. Na wyspie są ale nikt nie ma pewności czy na pewno, tylko dwa campingi, a władze wyspy robią wszystko aby utrudnić życie podróżującym tanio i pod chmurką. 4 hostele na wyspie oferują noclegi od 70 zł za osobę. Na domiar złego, wyczytałem, że swojego czasu policja na wyspie goniła śpiących w namiotach i wsadzała mandaty po 150 euro. Przestałem czytać te bzdury i zacząłem szukać na Google Earth urokliwych plaż, gdzie z dala od cywilizacji możemy poddać się kontemplacji, zjeść kabanosa i popić dobrym hiszpańskim winem z kartonu. Znalazłem kilka takich miejsc i wydrukowałem mapki. Jednak na wyspie okazało się ze miejsca, które znalazłem są kompletnie niedostępne. Południowo-wschodnia część wyspy pogrodzona jest szlabanami, bramami i kamiennymi murkami, co uniemożliwiało nam dojazd do wymarzonej plaży. Znalezienie dobrej miejscówki dla 10 osób nie jest takie proste. O ile para, może ostatecznie przespać się w samochodzie czy schować w krzakach to takiej grupy się nie da :) Było ciężko, już wątpiliśmy czy w ogolę coś znajdziemy. Choć humor nam dopisywał, bo nieprowadzący mogli już włączyć „tryb samolotowy” i wznosili toasty za powodzenie misji której końca widać nie było. Przez jedną wioskę przejeżdżaliśmy kilka razy, za każdym razem z innej strony. Po 3,5 h znaleźliśmy upragnione miejsce spoczynku, niedaleko miejscowości Colonia de Sant Jordi. Parking w krzakach, nie widać nas na kilometry, po za nami jeszcze tylko jedno auto. Jak się później okazało z Polakami na pokładzie. Po „kolacji”, udaliśmy się na plaże gdzie przy pięknym gwieździstym niebie rozmowy nie miały końca. Najwytrwalsi poszli spać chwile przed wschodem słońca. Kiedy na plaży pojawił się około 70 paro letni pan w różowych stringach, stwierdziliśmy, że nadszedł już czas żeby się ewakuować. Nikt jednak nie gonił nas za nocowanie na plaży, nie mówiąc już o mandatach :) Plaża nie była najpiękniejsza, Darii przypominała plażę w Ustce, i trzeba jej przyznać racje. Piękne zakątki wyspy jeszcze na nas czekały. Uwaga: Parking czasem jest zamykany na noc, jednak przyjechaliśmy na tyle wcześnie, że wjechaliśmy. W ciągu dnia pobierane są opłaty za wjazd, ale wieczorem wjechaliśmy bez problemu. Dzikich dostępnych miejscówek na Majorce jest mało, to nie Cypr czy Sycylia gdzie bez większych problemów znajdowaliśmy takie miejsca. Dlatego kolejną, po nie udanej misji poszukiwania nowej plaży, wróciliśmy na pierwszą miejscówkę. Ponieważ w planie było objechanie całej wyspy, kolejny nocleg wypadł nam na najbardziej wysuniętym na wschód końcu wyspy w okolicach miejscowości Cala Agulla. Dzika, fajna plaża miała tą zaletę, że byliśmy na niej całkowicie incognito, jednak bliskość miejscowości była dla nas bardzo cenna. Była sobota, trzeba iść na imprezę, zobaczyć jak bawią się mieszkańcy wyspy. Po przygotowaniu noclegu, zwabieni muzyką dochodzące z lokalu na plaży, udaliśmy się na podbijanie najmodniejszych Majorkańskich lokali :) ale tak naprawdę, to już idąc w stronę „miasta” muzyka powoli ucichła, punkt 23:00 lokal został zamknięty :( Na szesnaście byliśmy uzbrojeni w kartony białego wina… Życie nocne na Majorce jest dość specyficzne, upalna noc, przyjemnie, masa ludzi na ulicach, lokale pełne ludzi, gwarno, tysiące Niemców. Jednak, nigdzie nie możemy znaleźć „dyskoteki”. Wszędzie siedzą lub stoją i gadają. Od poznanych tam młodych „znowu” Niemców dowiedzieliśmy się, że imprezy są ale wejściówki zaczynają się od 30 euro, rezygnujemy. Nasi koledzy nie mogli uwierzyć, że śpimy na plaży, cały czas myśleli że żartujemy… Jak się później okazało, chodzenie z otwartym kartonem wina podobnie jak w Polsce jest zabronione. Jednak tamtejsze służby, jedynie grzeczne poprosiły o wyrzucenie wina do kosza i na tym cała akcja się zakończyła. Cała akcja, w przyjemnym tonie i po sprawie. Po akcji z policją udaliśmy się w stronę naszej dzikiej plaży. Następnego dnia rano obudziło mnie wschodzące słońce. Nie mam nic lepszego od kąpieli w ciepłym morzu po tak intensywnej nocy. Ze zdumieniem znajduje po drodze plecak Pawła. Pomyślałem, że musiało się tu wczoraj „dziać”. Bo chłopaki nie poszły z nami na nocne wyjście. Jak się później okazało, plecak został skradziony! Co najciekawsze jak spaliśmy! Z plecaka zginął portfel i 50 euro, jednak wszystkie dokumenty pozostały… Ostatnia miejscówka za miejscowością Cielo de Bonaire była najbardziej „legalna” ze wszystkich. Poza nami stały tam dwa campery i małe osobowe auto w którym spały trzy osoby i pies :) Choć zmęczeni całym wyjazdem, siedzimy do późna w nocy :) Wschód słońca, bezcenny!