TROPIMY PRZYGODY

WuWa – zapomniana atrakcja Wrocławia

W piękne niedziele południe wsiadłem na rower, aby zrobić zdjęcia ukazujące jedną z ciekawszych i zdecydowanie mniej oczywistych atrakcji Wrocławia. Podobną znaleźć można w Stuttgarcie, Brnie, Zurychu, Pradze i Wiedniu. O tym, iż miejsce to jest czymś więcej niż grupą... Artykuł WuWa – zapomniana atrakcja Wrocławia pochodzi z serwisu Tropimy Przygody.

Włochy by Obserwatore

Punta Campanella koło Sorrento

By http://obserwatore.euOkolice Neapolu, Sorrento, Capri  i Wybrzeża Amalfitańskiego uważane są za mocno turystyczne i zatłoczone. I dlatego przez wielu są omijane szerokim łukiem zwłaszcza w okresie letnim. To prawda. Ale niewielu wie o jednym z piękniejszych zakątków, ukrytym nieco z boku. Poza sezonem jest tu pusto, w sezonie spotyka się zaledwie kilku spacerowiczów. Jest za to […]Czytaj oryginalny wpis: http://obserwatore.eu.

Memorials of Modern Berlin

Picking the Pictures

Memorials of Modern Berlin

Muzeum Bursztynu w Krakowie

Nasz cały świat

Muzeum Bursztynu w Krakowie

Bursztyn – kamień który kojarzy nam się z Polskim Morzem Bałtyckim. Złocisty kawałek żywicy, który powstał miliony lat temu i w którym do dziś zachodzą procesy twardnienia. Bursztyn powstaje głównie z drzew iglastych. Ta sama żywica, którą uciapaliśmy się chodząc, jako dzieci po drzewach przy odrobinie szczęścia stanie się kiedyś pięknym cenionym minerałem (a w zasadzie kopalną żywicą). Istnieje około 60 odmian bursztynu. Najczęściej spotyka się te o odcieniu żółci, … Post Muzeum Bursztynu w Krakowie pojawił się poraz pierwszy w Nasz Cały Świat.

Słowacja: 8 miejsc, gdzie warto jechać już w najbliższy weekend

Zależna w podróży

Słowacja: 8 miejsc, gdzie warto jechać już w najbliższy weekend

Kolejny kierunek – Lwów

JULEK W PODRÓŻY

Kolejny kierunek – Lwów

Gdzie wyjechać

Kosmiczne ogrody w Singapurze. Coś, co musi się podobać!

Kosmiczne ogrody w Singapurze. Coś, co musi się podobać!Jedno z piękniejszych miejsc jakie udało nam się zobaczyć w życiu okazało się futurystyczną wariacją człowieka na temat tego co nowoczesne i tego co wywodzi się z natury. Okazało się, że można to połączyć. Czy to znak? W centrum miasta pełnego wieżowców i zapracowanych bankierów rozłożył się zielony azyl. Ogrody Gardens by the Bay zajmują ponad 100 […]

New Emma Hostel – Warszawa / Warsaw

KANOKLIK

New Emma Hostel – Warszawa / Warsaw

Włochy by Obserwatore

Anglicyzmy w języku włoskim

By http://obserwatore.euNie tylko w Polsce – też we Włoszech jest boom na anglicyzmy. Również poza IT czy branżą handlową gdzie ciężko jest jest NIE używać angielskich słów. Bo przecież każdy wystawi się na śmieszność mówiąc, że pracuje się na otwartej przestrzeni  (open space) rozwiązując problemy z laptopem przy pomocnym stoliku (helpdesk). Już nie wspominając, że na niektóre […]Czytaj oryginalny wpis: http://obserwatore.eu.

Bolonia – praktyczny przewodnik po mieście

Podróżniczo

Bolonia – praktyczny przewodnik po mieście

Bolonia – miasto położone w północnych Włoszech odwiedziłam podczas styczniowego wyjazdu. Wówczas spędziłam cztery dni w Walencji i w czasie powrotu do Polski, postanowiłam zrobić 24-godzinną przerwę w podróży właśnie we Włoszech. Kilka słów o Bolonii… Bolonia położona na Nizinie Padańskiej, między rzeką Pad a Alpami jest stolicą turystycznego, włoskiego regionu Emilia-Romania. Miasto zostało założone przez Etrusków, a w 189 r. p.n.e. stało się rzymską kolonią Bononia. To tu znajduje się najstarszy na świecie uniwersytet, który został założony w 1088 roku. Obecnie Bolonia to tętniące życiem miasto, stanowiące ważny ośrodek sztuki, kultury i międzynarodowych targów. W 2000 roku było „Europejską Stolicą Kultury”, a w 2006 roku UNESCO wybrało ją „Miastem Muzyki”. Jak dojechać? Moja podróż do Bolonii odbyła się tanimi liniami lotniczymi Ryanair. Wylot z Walencji był w sobotę (24 stycznia) o godzinie 6:30, lot trwał niecałe dwie godziny. Aktualnie, loty z Walencji do Bolonii odbywają się o godzinie 13:00. Jeśli planujecie pobyt w Bolonii, to bezpośrednie loty z Polski oferuje Ryanair z Krakowa, Warszawy (Modlina) i Wrocławia. Ceny są bardzo korzystne – przelot można znaleźć już od 39 PLN w jedną stronę. Wizzair także lata bezpośrednio do Bolonii, ale tylko z Katowic. Port lotniczy im. Guglielmo Marconiego (BLQ) oddalony jest 6 km na północ od miasta i jest jednym z największych w regionie. Aby dostać się z lotniska do Bolonii są dwie opcje: droższa i tańsza. Aerobus BLQ – to opcja droższa. Specjalnie pod turystów przygotowany autobus, który prosto z lotniska zawiezie pasażerów na stację kolejową Stazione Centrale w Bolonii. Przystanek aerobusa jest dobrze oznaczony i znajduje się po prawej stronie od wyjścia z hali przylotów. Bilet w jedną stronę kosztuje 6 euro (!) i można go kupić u kierowcy. Osobiście uważam, że cena jest zabójcza, tym bardziej, że odległość 6 kilometrów bez problemu można pokonać na pieszo. Opcja tańsza jest trochę bardziej skomplikowana i czasochłonna. Ja właśnie z niej skorzystałam, więc chętnie podzielę się z Wami tym doświadczeniem. Po wyjściu z hali przylotów skierowałam się w lewo, gdzie za postojem taksówek znajduje się przystanek dla autobusów dalekobieżnych. Nie jest w żaden sposób oznaczony, ale właśnie tu zatrzymuje się lokalny autobus 54. Autobus to za dużo powiedziane, bowiem był to mały busik, który nie jeździ zbyt często i nie kursuje w niedzielę. Mój kierowca niestety nie mówił po angielsku, ani żadna z dwóch osób, które jechały autobusem. Na szczęście miałam mapę (obowiązkowy punkt po przylocie – wizyta w informacji turystycznej) i pokazałam, gdzie chciałabym dojechać. Skinął głową, że właśnie tam jedzie. Bilet (za 1,50 euro) kupiłam w automacie znajdującym się w pojeździe. Uwaga! Automat nie wydaje reszty, więc warto mieć odliczoną kwotę. Zakupiony bilet obowiązuje przez 90 minut, więc spokojnie wystarczy na przesiadkę. Autobusem dojechałam do przystanku Cinta, na którym trzeba przejść na drugą stronę ulicy i zmienić kierunek jazdy! Z przystanku Cinta jeździ autobus numer 13, które pokonuje praktycznie tą samą trasą, co Aerobus i kończy na Głównym Dworcu Kolejowym w Bolonii. Tutaj dostępna jest mapa komunikacji miejskiej po Bolonii Oczywiście, dla tych, którzy uwielbiają wygodę istnieje możliwość skorzystania z taksówki. Koszt podróży z lotniska do centrum miasta to ok. 20 euro (w nocy opłata jest większa i wynosi ok. 25 euro). Na zdjęciu Aerobus: Komunikacja w Bolonii Bolonie najlepiej zwiedzić… na pieszo. Przynajmniej taki był mój sposób na zobaczenie miasta. Hotel, w którym się zatrzymałam, nie był położony w samym centrum, ale dojście do ścisłego centrum zajęło mi ok. 20 minut. Dlatego doszłam do wniosku, że tak będzie najprościej i najlepiej zwiedzić miasto. Trzeba przyznać, że chodniki w Bolonii są niesamowite, ponieważ praktycznie wszędzie znajdują się arkady, które z pewnością dają cień i chłód w letnie, upalne dni. Dla tych, którzy nie są zwolennikami pieszych wędrówek, dostępne są autobusy. I przyznam szczerze, że tylko tę formę komunikacji miejskiej widziałam w Bolonii. Wszystkie informacje dotyczące komunikacji w Bolonii dostępne są na stronie www.tper.it (niestety tylko w języku włoskim). Gdzie spać? To pytanie zawsze warto postawić sobie jeszcze przed podróżą. Rzadko zdarza mi się szukać hostelu lub hotelu dopiero jak przyjadę do określonego miejsca. Zawsze robię to przed wyjazdem, kiedy mam czas, aby przemyśleć, gdzie powinnam spać. Tak samo było także przed moją podróżą do Walencji i Bolonii. Z Walencją nie było problemu, ponieważ wiedziałam, że chcę coś niedrogiego w centrum. Z Bolonią miałam taki problem, że po Walencji wiedziałam, że będę potrzebować „porządnego” pokoju w niedrogiej cenie, niekoniecznie w centrum. I tym sposobem trafiłam na Grand Hotel Elite. Hotel położony idealnie – w połowie drogi między lotniskiem a centrum, co oznacza, że nie musiałam z lotniska dojeżdżać do dworca głównego, tylko wysiadłam wcześniej, przy głównej ulicy, przy której jednocześnie znajdował się hotel. Jak już wcześniej wspomniałam, do ścisłego centrum miałam ok. 20 minut na pieszo. Sam hotel był elegancki, pokój jednoosobowy, duży – z biurkiem, telewizorem, przestronną łazienką i wi-fi. Tego było mi trzeba Hotel znalazłam na stronie www.hotelscombined.pl, a rezerwacji dokonywałam na www.vivastay.com. Koszt jednoosobowego pokoju (bez wyżywienia) wyniósł 38 dolarów, co w przeliczeniu na złotówki oznaczało 145,42. Nie był to tani koszt, ale czasami każdy może sobie pozwolić na odrobinę luksusu. Jeśli zdecydujecie się na wyjazd do Bolonii, to postarajcie się przemyśleć wcześniej na czym Wam zależy. Można znaleźć tańsze noclegi w hostelach, w pokojach wieloosobowych, które położone są w ścisłym centrum. Ale czasami warto zapłacić trochę więcej, mieć większy komfort i możliwość pospacerowania po odleglejszych zakątkach Bolonii niż tylko centrum. A oto zdjęcie mojego pokoju:

Jak dwa dni zwiedzałam Ustroń, choć miałam go przebiec

Zależna w podróży

Jak dwa dni zwiedzałam Ustroń, choć miałam go przebiec

Włochy by Obserwatore

A może coś o Bolonii?

By http://obserwatore.euBolonia jest takim miejscem, do którego zawsze jest po drodze. Miasto jest takim Symferopolem Krymu: po prostu się przez nie przejeżdża. Wystarczy popatrzyc na mapę Włoch: czy się chce pojechać wzdłuż Adriatyku A13-tką czy przejechać A1 do Florencji Rzymu, Neapolu  i na zachodnie wybrzeże zwykle staje ono na drodze.  Jest bramą na Południe ale zarazem fantastycznym miejscem […]Czytaj oryginalny wpis: http://obserwatore.eu.

TROPIMY PRZYGODY

Mana manat, czyli czy warto odwiedzić wrocławskie Afrykarium?

Podwodny świat ma w sobie coś wyjątkowego, coś ciekawego. Jakiś magnetyzm, który przyciąga. Z tego powodu marzy mi się nurkowanie (i jego kurs mam w planach, jak dotrzemy do Azji). Jednak póki co, muszę się zadowolić tym podwodnym światem oglądanym zza...

Szentendre napora

idziemy dalej

Szentendre napora

idziemy dalej

Paprykowe love

Nasza krótka wycieczka do Budapesztu to oczywiście nie tylko zabytki i spacery po mieście. Chcieliśmy zasmakować również tamtejszej kuchni i już pierwszego wieczoru udaliśmy się do wcześniej wytropionej w sieci restauracji, która serwuje tradycyjne dania. Kuchnia węgierska jest charakterystyczna dzięki obecności jednego konkretnego warzywa. Tak, tak – jest to papryka. Występuje w przeróżnych kolorach, wielkościach, kształtach i smakach, świeża, suszona, słodka, ostra. Jest prawie w każdej potrawie. Jedno z powiedzeń mówi, że gdy węgierska gospodyni ma przygotować jakieś danie, stawia na blacie słoik papryki i zastanawia się co do niego dodać. Wśród wędlin króluje salami i wieprzowo-wołowa kiełbasa. Sztandarowymi daniami są leczo i zupa gulaszowa (rzadka, z warzywami i mięsem), zupa rybna, a także paprykarze (potrawki z kawałkami mięsa i papryką) i gulasz (gęsty), czyli pörkölt. W menu bardzo często pojawiają się też gęsie wątróbki serwowane z karmelizowanymi w miodzie jabłkami lub gruszkami – podobno to najlepsze z podrobów, mi jednak nie za bardzo przypadły do gustu. Jeśli chodzi o fast foody najbardziej popularny jest langosz,czyli niesłodki duży racuch ze śmietaną i tartym żółtym serem.  Mam z tym daniem nie najlepsze wspomnienia z dzieciństwa (sprzedawali to kiedyś w budce pod Halą Banacha), więc nie odważyliśmy się spróbować. Za to na kiermaszu świątecznym skosztowaliśmy töltött káposzta, czyli kapusty faszerowanej mięsem mielonym i ryżem. Faszerować można też oczywiście paprykę. Danie serwowane jest z kwaśną śmietaną i w całości jest naprawdę… kwaśne. Wyjątkowo nie poświęciliśmy zbyt dużej uwagi deserom. Pewnie dlatego że dania główne są bardzo syte i już nie mieliśmy miejsca na słodkości. Możemy polecić jedynie somlói galuska, który jest ulubionym deserem Węgrów. To nasączony alkoholem biszkopt, serwowany z kremem budyniowym, rodzynkami i bitą śmietaną oraz z polewą czekoladową. Proste i pyszne. W trakcie naszego pobytu w znaleźliśmy dwie restauracje, które możemy z czystym sumieniem polecić, także dzielimy się namiarami: Cafe Intenzo, w pobliżu Kalvin Ter – http://www.cafeintenzo.hu/ Chef Cafe, rodzinna niewielka restauracja w pobliżu deptaku na Vaci Utca z doskonałą obsługą Orientacyjne ceny: Danie główne : 2000-3000 forintów Zupa gulaszowa: 1000-1500 forintów Deser: 500-1000 forintów Herbata: 300-500 forintów W turystycznych miejscach można znaleźć lunchowe zestawy za ok. 1500-2000 forintów. P.S. Aha, i tak jak pisałam we wcześniejszej notce – trudno o czarną zwykłą herbatę. To przedziwne. W restauracjach i kawiarniach, ale też w sklepach jest ogromny wybór herbat smakowych, earl grey, ale zwykłej czarnej prawie nigdzie nie ma!

Postanowienie 2015: Główny Szlak Beskidzki

Zależna w podróży

Postanowienie 2015: Główny Szlak Beskidzki

Laos – Learn, live, love

EWCYNA

Laos – Learn, live, love

idziemy dalej

Szentendre

Gdy przed wyjazdem zapytaliśmy zaprzyjaźnioną hungarystkę co warto zobaczyć w Budapeszcie, oprócz powszechnie wymienianych atrakcji turystycznych napisała: (…) i KONIECZNIE Szentendre! Wobec takiej rekomendacji nie mogliśmy pozostać obojętni. Spontanicznie kupiliśmy bilety, wsiedliśmy do kolejki (HEV 5) i ruszyliśmy, ahoj przygodo! Podróż trwała ok. 40 minut, a im byliśmy dalej od stolicy, tym bardziej się zastanawialiśmy gdzie my właściwie jedziemy i co jest w tym całym Szentendre, bo przedmieścia Budapesztu zupełnie nie wyglądały zachęcająco. Taki nasz biedniejszy Pruszków. Tuż przed stacją końcową zobaczyliśmy wielkie pole, a gdzieś w oddali majaczyło Szentendre. Gdy wysiedliśmy z pociągu i rozejrzeliśmy się wkoło, uznaliśmy zgodnie, że coś tu nie gra, i że to chyba jakaś pomyłka, trochę nawet obleciał nas strach: szaro, buro, brzydko i jeszcze towarzystwo szemrane. Ale podążyliśmy w stronę centrum, tak jak pokierowały nas znaki, i za chwilę znaleźliśmy się w zupełnie innej rzeczywistości. Jak to mawiają: nie oceniaj miejscowości po dworcu! Po przejściu zaledwie kilkuset metrów oczom naszym ukazało się przeurocze, malownicze miasteczko przypominające nieco nasz Kazimierz nad Wisłą. Kameralne, z niską zabudową, z labiryntem krętych uliczek, w których można się zgubić i z naddunajskimi bulwarami. Miasto papryki, miasto 7 wież, miasto artystów plastyków i miasto marcepanu, bo to w nim znajduje się podobno jedyne na świecie muzeum Marcepanu. A także, co ciekawe, Muzeum Bożego Narodzenia. Miasto aż po XIX wiek zamieszkiwane głównie przez Serbów, do dziś zachowuje odrębność kulturową i językową. Zewsząd kuszą klimatyczne kawiarenki i restauracje zachęcające do tego, by odpocząć ciesząc oczy atmosferą miasta. Kuszą też niewielkie sklepiki z pamiątkami i biżuterią. Bez wątpienia warto tam pojechać, zatopić się w nieco sennej atmosferze i odpocząć od budapeszteńskiego zgiełku. Dojazd: kolejką HEV 5 z Batthyány tér (z biletem komunikacji miejskiej obowiązuje tylko dopłata za II strefę; koszt 310 forintów w 1 stronę).    

10 kulinarnych przygód, które musisz odbyć w Emilii Romanii

Zależna w podróży

10 kulinarnych przygód, które musisz odbyć w Emilii Romanii

idziemy dalej

Zaczynamy od Pesztu

Pierwszy pełny dzień z naszych 72 godzin w Budapeszcie poświęciliśmy na zwiedzanie prawego brzegu Dunaju, czyli Pesztu. Oczywiście w tak krótkim czasie nie da się zobaczyć wszystkiego, ale pokonując ponad 20 kilometrów (na nogach!) udało nam się dotrzeć do najważniejszych atrakcji turystycznych. Z Kalvin Ter, w pobliżu którego mieszkamy, udaliśmy się w pierwszej kolejności w kierunku Bazyliki św. Stefana. Po drodze natknęliśmy się na wielki jarmark świąteczny, ale było na tyle wcześnie, że sprzedawcy dopiero rozstawiali swoje stoiska. Bazylika z wysoką na 96m kopułą zdecydowanie króluje nad miastem, jej budowa zajęła w sumie 55 lat. Wstęp do kościoła tylko po uiszczeniu opłaty w wysokości 200 HUF od osoby, nazwanej przewrotnie „darem”. Podobno z góry rozciąga się przepiękny widok na miasto (wstęp dodatkowo płatny), jednak zrezygnowaliśmy z tej atrakcji w obawie, że urwie nam głowy – wiatr od wczoraj nie przestał hulać. Idąc w kierunku Parlamentu zatrzymaliśmy się na chwilę na Placu Wolności – to przepiękny zielony teren, który przypomina park. Mieszczą się przy nim monumentalne budynki węgierskiej telewizji państwowej oraz Narodowego Banku Węgier. Parlament zrobił na mnie ogromne wrażenie. To największa na świecie budowla parlamentarna: długa na 268m, szeroka na 123m, i wysoka na 96m. Złożona z 40 mln cegieł, 500 000 kamiennych blokow i około 40 kg złota. Mieści w sobie ponad 700 pomieszczeń i 29 klatek schodowych, a jej budowa kosztowała prawie 38 mln złotych koron, czyli tyle za ile można było wybudować małe miasto. Ciekawe czy praca w tak pięknym otoczeniu mobilizuje tutejszych parlamentarzystów do działania? Chcąc rozgrzać zmarznięte kości usiedliśmy w jednej z wielu uroczych budapeszteńskich kawiarenek, których jest tu bez liku. Gdyby jeszcze można było się w nich napić dobrej czarnej herbaty… Ale niestety! Dostrzegliśmy tę wadę już poprzedniego wieczoru: wszędzie tylko Earl Grey. Nie do końca usatysfakcjonowani przerwą regeneracyjną…. idziemy dalej. Krzysztof koniecznie chce mi pokazać plac Bohaterów, do którego prowadzi Aleja Andrássyego. To wspaniała promenada o długości prawie 2,5 km, wzdłuż której dominują mieszczańskie kamienice, a w dalszej części – wolno stojące wille. Od 2002 aleja stanowi część światowego dziedzictwa UNESCO. Spacerując tym traktem warto zwrócić uwagę na Muzeum Poczty, Węgierską Operę Państwową, Paryski Dom Towarowy z przepiękną Salą Lotza, w której mieści się klimatyczna kawiarnia BookCafe, dom Franciszka Liszta i Dom Terroru, byłą siedzibę tajnych służ faszystowskich, a później komunistycznych. W szerokim półkolu na placu Bohaterów gromadzą się najważniejsi węgierscy królowie i bojownicy o wolność. Tuż obok znajduje się Muzeum Sztuk Pięknych z bezcennymi zbiorami europejskiej klasy. Z placu wracamy pierwszą, najstarszą na kontynencie europejskim linią metra – Földalatti. Trudno uwierzyć, że ma ona blisko 120 lat! To prawdziwy rarytas dla fanów podziemnych kolejek. Kolejnym punktem naszej wycieczki jest część miasta zwana Erzsébetváros, obejmująca starą dzielnicę żydowską. Pełno w niej restauracji, kawiarni (również koszernych) i designerskich sklepów, zwłaszcza między Wesselényi Utca oraz Dob Utca. Są też piękne, odnowione synagogi, które podziwiamy z zewnątrz. Obiad jemy na Vörösmarty ter. Węgierska kiełbasa z grilla i gołąbki smakują doskonale dopóki nie zaczyna padać….śnieg. Zmarznięci wracamy do domu, zahaczając jeszcze o Centralną Halę Targową – największą halę targową w Budapeszcie. Na ponad 10 tyś. m2 można kupić mnóstwo regionalnych produktów spożywczych oraz świeże owoce i warzywa. Wieczorem, po drzemce (przyznaję się) postanawiamy sfotografować miasto nocą i w przyspieszonym tempie realizujemy część porannej trasy. Budapeszt wygląda wtedy przepięknie. Dzień kończymy pyszną kolacją w restauracji Chef Cafe, ale o tym innym razem. Jutro Buda.

Udvözöljuk

idziemy dalej

Udvözöljuk

To nasz pierwszy tak krótki wyjazd za granicę. Zaledwie 72 godziny w Budapeszcie. A zatem wszystko musi być bardziej dynamiczne i szybsze. Wpisy blogowe też. Dlatego dziś tylko kilka zdań… Lot – wyjątkowo szybki, bo z wiatrem, który rzucał naszym samolotem przy lądowaniu niczym małą plastikową zabawką. Przylot – czemu jak lecisz tanimi liniami, to musisz przejść na własnych nogach przez pół płyty lotniska zanim trafisz do hali przylotów? Przywitanie – Udvözöljuk! No chyba, że to jednak znaczy coś innego ;) Transport do centrum – dostrzegam plusy tego, że nasze metro w Warszawie jest nowe. 40 lat to przepaść. Zaskoczenie – nie pamiętałem jak wielu tutaj bezdomnych… U nas jednak mniej. Kolacja – musiała być po węgiersku: alfödi gulyásleves (gulasz), magyaros szűzérmék (leczo) i somlói galuska (nie wiem, ale najważniejsze, że było z bitą śmietaną). Spacer – … jak w kieleckim, ale jutro ma być słońce. Miasto – takie jak go zapamiętałem, dostojne, trochę puste, ale piękne. Dla łasuchów zdjęcia z obiadu:

Sagrada Familia

Podróże MM

Sagrada Familia

3 miejsca, których nie widziałaś w Berlinie

URLOP NA ETACIE

3 miejsca, których nie widziałaś w Berlinie

Teotihuacan  – Miasto Bogów

Republika Podróży

Teotihuacan – Miasto Bogów

ATE-TRIPS

Nasz Rzym

Długo rozmyślałam jak tu Wam napisać o tych naszych rzymskich mini wakacjach. Czy ma to być opis dzień po dniu- nuda. Opis zabytków, które widzieliśmy- też nuda, bo o tym przecież można przeczytać w każdym przewodniku papierowym, czy też online. No to stwierdziłam, że będzie to taki subiektywny (bardzo subiektywny) opis naszych czterech bardzo wyczerpujących dni w Rzymie. Będzie to spis

Lublana – miasto smoków. Wszystko, co warto zobaczyć w stolicy Słowenii

WEEKENDOWI PODRÓŻNICY

Lublana – miasto smoków. Wszystko, co warto zobaczyć w stolicy Słowenii

Kazba Al Udaja w Rabacie: do nieba przez dziurę w murze

Zależna w podróży

Kazba Al Udaja w Rabacie: do nieba przez dziurę w murze

POSZLI-POJECHALI

Warsaw Italian Week – podejście pierwsze

  Warsaw Italian Week – wspaniała inicjatywa, zorganizowana przez Warsaw Restaurant Week. Same angielskie nazwy, dużo dobrego jedzenia, w atrakcyjnej cenie, tym razem z kuchnią włoską na talerzach. W dniach 27-29 marca kilkanaście włoskich restauracji lub restauracji z włoskimi pozycjami w Czytaj dalej »

Lublana – miasto smoków. Wszystko, co warto zobaczyć w stolicy Słowenii

WEEKENDOWI PODRÓŻNICY

Lublana – miasto smoków. Wszystko, co warto zobaczyć w stolicy Słowenii

Włochy by Obserwatore

Wielkanoc w Rzymie

By http://obserwatore.euRzym podczas Świąt Wielkanocnych jest szczególnym miejscem i dlatego jest to czas kiedy pobyt w Wiecznym Mieście pozwoli odkryć nam jego eteryczne oblicze i spędzić czas wraz z mieszkańcami. Same zabytki i turystyczne ścieżki stają się jedynie tlem świątecznego poruszenia i wydarzeń, które odbywają się w tych dniach. Sam Watykan wydaje się być nieco niedostępny […]Czytaj oryginalny wpis: http://obserwatore.eu.